Wieczorny przyjazd na Ko Chang i pierwsze wrażenia: wyspa jest ogromna, z portu na plaże jedziemy jakies 40 minut. Jest usiana resortami typu Tropicana, Amari itd, co nas dziwi bo miala byc raczej zabudwana bungalowami i malymi tanimi knajpami, a jest ciut inaczej. Jest ciemno więc każemy sie zawiezc na polecana przez Lonely Planet Lonely Beach. Na samej plaży nie udaje nam sie nic znalezc, ale z rana maja byc wolne pokoje wiec bierzemy pokoj po drugiej stronie promenady, 600 batów, czysty, ogromny wykafelkowany i z klimą. Idziemy coś zjeść, jedzenie nie jest jakos bardzo drogie, ale troszke drozsze niz w Kambodzy. W holelach tez nie ma WiFi. Rano bierzemy skuterek żeby obejrzeć wyspę. Plażalonely beach ne podoba mi sie wcale, jest brudno, cala noc sa impezy, a rano smieci pozostałe po nich. Bungalowy na plaży są niespecjale, wiec nawet nie mamy zamiaru sie tu przenosic. Jedziemy motorkiem wzdluż wyspy, zagladamy na rozne plaze, w koncu trafiamy na piękną z laguną po środku. Decydujemy się chwilę tam rozłożyć i zauważamy super bungalowy na samym piasku, sąsiadujące z Tropicana Resort & Spa, jednym z najdrozszych hoteli na wyspie. Pytam czy maja wolne pokoje- będą od jutra!!! Cena rewelka- 800 batów. Ucieszeni wsiadamy na motorek żeby dokończyć objazd wyspy, dojezdzamy do wodospadu, kąpiemy się w nim, jest pięknie...