13.01- sniadanie, i juz jedziemy mini busem do Vientine, stolicy, w celu znalezienia autobusu do Hue. W busie podsluchujemy, ze jedna dziewczyna tez jedzie tam gdzie my wiec na pierwszym postoju pytam ja o szczegoly. Okazuje sie ze ona ma juz bilet, ktry jej sprzedali w Vang Vieng- ten sam ktoego nam nie sprzedali No coż. Postanawiamy sie udac w stolicy za nia do agencji turystycznej skad ma jechac dalej. Jak tam docieramy okazuje sie ze nie ma mozliwosci jechac dziiaj - nasz sprzedawca jednak mowil prawde. Naprawde sie wkurza i dzieki temu jednak po kilku telefonach znajduja dla niej miejsce. Rozmawiam aby nam tez pani w biurze probowala zabukowac bilet. Udaje sie ale o wiel drozej. Jestem troche wkurzona ale nie mam wyboru. O umowionej godzinie przyjezdza po nas auto, ktory mamy jechac na dworzec autobusowy. Dojezdzamy na mejsce a tam tlu ludzi, samy tubylcy i wietnamczycy. Facet z agencji wrecza nam bilety i odprowadza do sypialnego autobusu. Warunki ok, miejsca lezace- droga do Hue to maraton 23h jazdy, Autobus jest wietnamski. Jak juz sie rozkladamy na fotelach, wchodzu jakis wietnamczyk, kaze dac bilety wysiasc. Wygladam przez okno i widze , ze nasze plecaki- kolezanki z Irlandii rowniez, leza na ziemi= wychodzimy wiec. Wtedy dociera do mnie co sie stalo!!! Pieprzeni wietnamczycy ukradli nasze bilety i wyrzucili z autobusu. Jak chce wejsc do srodka zachodza mi droge i zadaja okazania biletu, ktrego wreczenia domagali sie minute wczesniej. Wkurzona jak cholera ide do biura biletowego i tlumacze sytuacje, jednak dostajemy tylko bilet na autou siedzacy zapchany po sam sufit wietnamczykami i kartonami, walizkami i pieron wie czym jeszcze. Bolo juz sie chce poddac, ale nie daje za wygrana.Nigdy w życiu!!! Wracam pod wypasiony autobus, Irlandka beczy na srodku dworca. Wietnamce w liczbie chyba z 50 zagradzaja mi droge, wyzywam ich od pieprzonych zlodziei- po angielsku i po polsku, groze telefonem do ambasady. W koncu przyprowadzamy policje. Żoltki kulą uszy i mozemy wejsc z powrotem. Ja juz im jednak nie ufam i decydujemy sie caly bagaz zmiescic na naszych lozkach-boje sie ze nam opędzluja plecaki, wiec nie zwazajac na protesty wleczmy je ze sobą. Laska z Irlandii mowi , ze podrozuje od 13 miesiecy, byla w kilkunastu państwach, w tym w najniebezpieczniejszych na swieccie np Boliwii, Peru i Ekwadorze, ale z czyms takim jak dzisiaj sie nigdy nie spotkala.Ta sytuacja prawdziwie niszczy atmosfere i radosc z podrozy. Nigdy w Europie, czy nawet Tajlandii czy Laosie (w sensie ludzi- bus byl wietnamski) taka sytuacja nie mialaby miejsca. Przygotowujac sie do tej wyprawy wiedzialam , ze witnamczycy sa najmniej sympatycznymi ludzmi w azji poludniowo wschodniej, ale sadzilam ze ogranicza sie to do naciagania turystow i traktowania ich jak chodzace skarbonki, ale nie sadzialam, ze sa zdolni do kradzieży w bialy dzien wsod dziesiatek swiadkow, w taki podly sposob. Mielismy juz (wlasciwie nie my a nasi towarzysze podrozy) nieprzyjmna sytuacje z tym narodem podczas rejsu na Ha Long Bay. W ogole sam jezyk jest jakby krzyczacy i glosny, w przeciwienstwie do Tajlandiii Laosu. Pisząc ten blog wlasnie jake tym przekletym autobusem i rozwazam, ze wzgledu na chamstwo wietnamczykow skrocnie pobutu tutaj na rzecz Kambodzy lub Tajlandii. Ale...w koncu dzisiaj jest piątek 13 tego ;)