k=Wstajemy rano z zamiarem zwiedzenia miasta i kiklu świątyń. Jemy pyszne bagiety. Siedzi koło nas para francuzów. Za chwilę proponują wspólny wyazd na wodospady- w 4 tuk tuk będzie tańszy- jedziemy!!! Nie będziee zwiedzania. Po drodze wstępujemy do hotelu po kostiumy kąpielowe, przebieramy się w letnie ciuszki i wio:) Na miejscu jesteśmy po 40 minutach. Przy wejściu do wodospadów jest BEAR RESCUE CENTER- miejsce gdzie trafiają ocalone z niewoli niedźwiadki- nie mozemy się napatrzec. Miski są wielkie. Miejsce jest piękne, jest to kawałek wyizolowanej dżungli, z kąpielskiem, misie mają hamaki,huśtawki i inne udogodnienia. Trafiamy akurat na porę karmienia- cudo. Idziemy dalej w strone wodospadu. Docieramy do pierwszego poziomu i WOW- woda jest jasno błękitna, wodospad ma kilka stopni. Idziemy na kolejny poziom,jest tam miejsce do plywania- głbokie jak basen. Można skakać do środka z wodospadu położonego jakes 2 metry wyzej albo skoczyć z liny. Po drodze jeszcze klika pęknych poziomów. Docieramy na szczyt- wodospad ma kilkadziesiąt metrów. Patrzymy a dalej są znaki to the top- idziemy. Okazuje się że można dosłownie stanąć na czubku wodospadu, tak zeby go miec przed sobą. Aż mi się w głowie kręci jak spogladam na dół. Robimy fotkę i uciekamy do jednej ze stref z możliwoscia plywania:) Tuk Tuk na nas a czeka po 3 h od wejścia. Idziemy jeszcze do niedzwiadkow, potem na szejka ze zmiksowanych owoców i za chwilę już ruszamy w stronę Luang Prabang. O 16 jestesmy w miasteczku. W samym jego centrum jest świątynia na wzgorzu do ktorej prowadzi prawie 400 stopni. Na górze widok rekompensuje trud wspinaczki. Jest cudowny. Widok na całe miato otoczone gorami, na ktorych połyskuja złote swiatynie. Miasto okalają 2 rzeki, widok naprawde boski. Swiątynia sama w sobie też piękna. Schodzimy po zachodzie słońca- idziemy cos zjesc znowu 1 talerz za 1 dolara. Bolo do tego kupije rybkę. Wracamy wieczorem do hotelu, jeszcze piwko w ogrodzie i spanko. Następnego dnia- wtorek 10.01.- wstajemy rano i ruszamy na bagietę. Po drodze wpadamy na pomysł wypożyczena rowerów= strzał w 10. Objeżdzamy cale miasto co chwilę zatrzymuąc się w świątyniach lub nad rzeką. Oddajemy wieczorkiem rowery, kolacja i ruszmy do hotelu. Po drodze idąc wzdłuż rzeki zapraszają nas do rstauracji gdzie aktaulnie jest HAPPY HOURS= 2 dowolne drinki w restauracji za 3 dolary. Zgadzamy się, Restauracja jest na drugim brzegu rzeki-idzie się ok.150 metrowym bambusowym mostkiem, pięknie oświetlonym=mostek się troszke buja, mam małego pietra, ale wszystko się udaje.Restauracja jest przepiękna, wszędzie lampiony, piękne oddzielone stoliki, ogólnie bomba- żałujemy że nie mamy aparatu. Wracamy przez mostek do hotelu, tam chwile w ogrodzie rozmawiamy ze znajomymi z autousu z Hanoi, a jutro już ruszamy dalej- do Vang Vieng. O 8.00 minivan. Więc powoli żeganmy się z cudownym Luang Prabang.