Droga jest przepiękna- w całości prowadzi przez zbocza gór. Wizy na granicy dostajemy bez problemu. Na miesjce docieramy wypoczęci i wyspani ok.20.00. W autobusie poznajemy 2 dziewzyny z Izraela, Australijczyka i Francuzkę. Na dworcu autobusowym czeka na nas miejscowy- proponue swój hotel. Ze względu na pozna godzine wszyscy przystajemy na ta propozycje. Po dojechaniu na miejsce okazuje sie ze Hotel jest przyjemny, pokoj duzy, łazienka, WiFi, ogródek z ławeczkami= cena 10 dolarów. Po rozpakowaniu sie idziemy na spacer na night market. Miasto jest cichutkie- zupłnie odmiennie od Hanoi (nikt na nas nie trąbi ani nie chce przejechać). Wszedzie palmy, a pomiędzy hotelami gdzieniegdzie wyrastaja Waty- buddyjsie swiatynie. Środkiem miasta płynie rzeka Mekong, a po obu jej przegach rozciagaja sie knajpki i guesthousy.Atmosfera senna i niespieszna. Nie ma znanych nam z Tajlandii i Wietnamu naganiaczy z wiecznymi pytaniami : tuk tuk?trip? taxi? Nikt nas nie zaczepia.Na nocnym targu rozględamy się glownie za jedzeniem- są bagietki, co jest rzadkoscia w Azji (natychmiast wsuwam jedną). Jemy tez w knajpie gdzie za 1 dolara dostaje sie talerz i mozna go wypenic czym sie chce, wybor dan ogromny- pyszne :) Do tego kruchy naleśnik :)) Pogoda na sandały i koszulkę-w końcu :D Generalnie Laos nam przypadł do gustu.Jutro zwiedzimy miasto za dnia :)